Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

dników opłacając, a tak że trzeciego dnia już w mil dwie od Boglewa stanąłem na spoczynek w gospodzie.
Po drodze tak dobrze jak z nikim się nie spotkawszy, o nic też rozpytywać nie mogłem; tu dopiero szlachty, dwu panów Robockich zastawszy, którzy koniom popasali, gdym z rozmowy ich o Boglewie coś pochwycił, przystąpiłem do nich zapytując, czyby nie wiedzieli, co się tam stało.
— Jakże wiedzieć nie mamy? — podchwycił starszy Marek, gdym mu się, jako dworzanin starosty krakowskiego nazwał. — Naokół o niczem nie mówią, tylko o tej historyi krwawej. Jakóba Boglewskiego zabito.
— Kto? jak? — krzyknąłem przerażony.
— Kto? Gach! — odparł drugi Robocki — a do tego duchowny i dygnitarz, ks. Jan Pieniążek.
Porwałem się przecząc, ale mi usta zamknęli.
— Posłuchajże wasze, bośmy sąsiedzi, a Marek zaraz po dokonaniu zbrodni na miejscu był i na swe oczy trupa oglądał. Całemu światu wiadomem było, że Pieniążek do pani Doroty Boglewskiej od lat wielu dojeżdżał. Pan chorąży czerski na to nie zważał, bawili się z nim razem przyjacielsko. Przestrzegali go ludzie, że zdrajcę żywi w domu, śmiał się z tego. Człek był łagodny i spokojny... Trwało tak długo, archidyakon do Boglewa jak do domu zajeżdżał, a tygodniami przesiadywał. Przybywał nie sam, zwykle ze sługami i dworem, a że chorążego ludzi opłacał i umiał ich sobie pozyskać, panią miał za sobą, fraucymer jej też, więc mu tu było wygodnie i bezpiecznie... Chorążego wieczorem podpiwszy, gdy ten spać legł, a skryba jego Adam Jaszczułkowski na straży przy nim siedział, Pieniążek czynił, co chciał... Naostatek przebrała się miara, ślepy chorąży cokolwiek przejrzał, ludzie go podbudzali, a szczególniej brat, wojewoda mazowiecki. Ale i teraz chciał w dobry sposób pozbyć się gacha i we cztery oczy mu oświad-