Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

wewnątrz pełną być musiała, bo nam jej otwierać nie chciano.
Ludzie starościńscy ze mną jadący, nie nawykli do tego, aby komu ustępowali, gwałtem się do zapartej gospody włamywać zaczęli.
Nimem ich powściągnąć mógł, otworzyły się wrota i ludzi kilku z szablami na nas wypadło.
Z izby też gospodarz z łuczywem wybiegł i przy świetle jego, z wielkiem mojem podziwieniem i strachem, zdało mi się, żem poznał archidyakona. Już do bójki przyjść miało, gdym na próbę w głos krzyknął, iż ze dworu starosty Pieniążka jesteśmy.
Na ten głos przypadł do mnie archidyakon, gdyż on wistocie był, nacierając kto byłem i z czem jechałem.
Księdza już w nim nic nie pozostało, przebrał się był bowiem po rycersku, miecz przypasał i raczej do zbójcy był podobnym.
Na zapytanie nie wahałem się odpowiedzieć, że właśnie za nim wysłany byłem, abym języka dostał.
Tak broń złożywszy, razem z nim wszedłem do gospody.
Kroczył przodem zuchwale, a nie widać było po nim, aby za zbrodnię popełnioną skruchę miał wielką. Gniew nim tylko miotał.
— A! starosta was wysłał za językiem? powiedzcież mu, że Boglewskiego nie stało... Jam nie winien, nie tknąłem go. Gawiedź pijana uprzątnęła, ale na mnie i na żonę winę zwalą. Nie myślę też się dać ująć; sutannę zrzuciłem, księdzem nie będę, a gdy dla mnie tu bezpieczeństwa nie ma, no,.. to i drugim ze mną bardzo bezpieczno nie będzie.
Począł się śmiać dziko i zwracając nagle ku mnie, spytał:
— Nie mówili wam, co się z Dorotą stało?
— Uszła była, lecz powiadają, że ją pochwycono. Listy też jej ma w ręku wojewoda.
Zachmurzyło mu się czoło.