Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

szpetny, oczu biegających, ust ruchomych, mowy szparkiej, odpowiedzi łatwej, a umiejący rozśmieszyć i ubawić, choćby na śmierć skazanego.
Wszędzie go też mieć chciano.
Gdym się o niego dopytywał, coby zacz był, ruszył ramionami zagadnięty i rzekł:
— Nie łatwo to powiedzieć, czem ten Ciołek jest. To pewna, że szewcem był, choć już dziś kopyto porzucił, że żonkę ma ładną a zalotuą, że teraz miodem i winem szynkują, a w domu ich zawsze pełno i nigdy się na ochocie nie przebiera.
Pójdźcie tam kiedy, przekonacie się sami; wiechę już wywiesili przy Grodzkiej ulicy.
Stary Ciołek śpiewał, na cytrze grał, figle różne okazywał, każdemu łatkę gotów był przypiąć, z siebie i z drugich drwił... człek był przy uczcie przedziwny, ale w życiu unikano go, bo wstydu nie miał, za groszem gnał, a potem go rozrzucał i nie sromał się ludzi pociągać do domu wystrojoną jejmością, która się do wszystkich wdzięczyła.
Niewiem już z kim potem, bo nie sam, zaszedłem raz do Ciołka na Grodzką. Nie podobało mi się tu, choć bardzo przyjmowali gościnnie; jejmość czarnooka, strojna, umalowana, z pierścieniami na wszystkich palcach, przysiadała się, uśmiechała, namawiała do kubków.
Tłok tu był zawsze i szlachty i z królewskiego dworu młodzieży i wszelkiego próżniactwa.. Siedziano późno w noc, przy okiennicach zamkniętych. W komorze kostery ciągle grali, choć surowo w mieście kości były zakazane. Wszedł kto taki, kogo się obawiano, znikały one w kieszeni jejmościnej, a tam ich nikt nie śmiał szukać.
Piękna gosposia, wesoły gospodarz, dobry miód, było już tego dosyć, aby ludzi ściągnąć, a jeszcze jedna osobliwość łączyła z tem był to synaczek Ciołków, Erazmek, którego przezywano Rozumkiem, naówczas lat nie wiem ośm, czy więcej mieć mogący.