Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

Następnych dni widząc, że się nie wyrwę ztąd łatwo, musiałem się poddać w milczeniu, obiecując sobie przy pierwszej zręczności wyśliznąć, bodaj wszystko com miał porzuciwszy.
Udałem uspokojonego i Szeliga mnie pochwalił za to, ale że w naturze ludzkiej jest często niepoczciwa chęć pomszczenia się swoich cierpień na drugich, ze złości wziąłem się do ścisłego obrachunku żyda Nathana i jego pomocników.
Ztąd między nami przyszło do zwady, a że żyd nierównie był odemnie przebieglejszy i zręczniejszy, więcej on mnie dokuczył niż ja jemu.
Zyskałem na tem tylko tyle, że żydzi radzi się mnie pozbywali i nie mówili nic gdym z wieży wychodził na podwórce, błądził po nich i w tem życiu tutejszem się rozpatrywał, które do żadnego innego podobne nie było. Można je było nazwać dwoistem, gdyż działy się rzeczy, z któremi się tajono i nie chciano aby na jaw wychodziły, z drugiemi się zaś popisywano.
Gdy zjeżdżali na zamek znaczniejsi ziemianie, rycerstwo, urzędnicy, wszystko tu przybierało inną postać, spokojną, poważną i nieróżniącą się w niczem od zwykłej na zamkach możnych panów.
Występował kasztelan wspaniale, przyjmował gościnnie, obdarzał i starał się okazać niczem więcej jak pospolitym, spokojnym panem wielkopolskim.
Na niedostępne podwórce zamknięte naówczas chroniła się ta gawiedź podejrzana, te gromady żołnierstwa, które nocami wymykały się i wracały z jakichś wypraw bardzo dwuznacznych.
Żadnemu z tych nie wolno się było pokazać, gdy Domaborski występował, szczególniej kiedy do niego przybywali powinowaci żony, albo Ostroróg z siostrą jej ożeniony.
O Ostrorogu posłyszawszy, którego choć zdala na zamku widywałem, a wiedziałem o nim, że był mąż zacny i rozumny, którego i szanowano i lękano się —