Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

Za bunty zwłaszcza, gdy się okazała zmowa, wprost bez sądu w tym samym dziedzińcu wieszano i czasem przez dzień cały wisiał tak trup okręcając się z wiatrem na postronku, póki go nie odcięto. A ktoby kasztelana widział, gdy książąt braci żony albo Ostroroga przyjmował, nie posądziłby go nawet o to, co się tu z jego wiedzą działo.
Tak samo jak fałszywą monetę ukrywano, umiano i wycieczki na kupców i na gościńce składać na innych.
Na kasztelana choćby kto i posądzenie miał, trudno uwierzyć było, żeby się dopuszczał takich bezprawiów.
Z Nathanem się ciągle gryząc o rachunki, wcale do czego innego doszedłem niż się spodziewałem. Żyd, którego Domaborski często do siebie przypuszczał i nie wierząc mu, jednak go do rady przyzywał w wielu razach, zręcznie sobie postąpił. Zachwalił on mnie jemu jako bardzo zdolnego pisarza i kancelistę, a że właśnie brakło amanuensa kasztelanowi, który pisać ani czytać nie umiał, postanowił mnie wziąć do tego obowiązku.
Kazawszy zawołać, tak samo jak za pierwszym razem, objawił mi swoją wolę, nie pytając jak mnie z nią było i dodał.
— Tylko nie myśl ani uciekać, ani mnie zdradzać, bo ja długie ręce mam. Będziesz dobrym, będzie ci dobrze, a najmniejsze podejrzenie...
Dokończył pokazując na gardło.
Wolałem stokroć być już pisarzem przy nim, niż w mennicy.
Nie uwolniło mnie to od nadzoru, a choć ten nie był tak widocznym, przekonałem się, że nie ustawał i że miano oko na mnie.
Przyznać trzeba zresztą kasztelanowi, że gdy z kogo rad był, nagradzał szczodrze, tak samo jak karał nielitościwie.
Wielkiej pracy przy nim nie było. Izbę mi dali