Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

lepszą, a tu część dnia trawiąc bez zajęcia, wziąłem się do zabawki mojej więziennej, począłem pisać, kaligrafować i rysować na papierze com widywał w manuskryptach innych.
Kartki te rozprószone leżały u mnie na stoliku i ktoś jedną z nich pochwyciwszy, na której Ojcze nasz, Pozdrowienie anielskie i Wierzę wykaligrafowałem bardzo ozdobnie, zaniósł do kasztelanowej. Zapytała męża snadź o amanuensa i za tem poszło, że mi pieśni pobożne i modlitwy dla pani pisać kazano.
Tu już próżność moja i chętka pochwalenia się z tem czego nie umiałem, bodźca mi dodała.
Wysadziłem się na jak najpiękniejszą kaligrafię, za co mi się nawet oprócz pochwały, dostała osobna od kasztelanowej nagroda.
Samej pani naszej nigdym nie widywał tylko zdala, niepiękną była, ale książęcy ród w niej i krew się okazywała, powagą i wielką o strój bogaty starannością. Dwór jej na pół niemiecki także był wytwornie odziany i oddzielnie się od mężowskiego trzymał.
Ze wszystkiego mogłem wnosić, że jak dla obcych tak dla żony, tajemne Domaborskiego roboty zakryte być musiały i ona się ich nawet nie domyślała.
Z listów, które mi pisać kazano, jedna rzecz jawną była, to nieprzyjaźń i wypowiedziana wojna między Piotrem z Szamotuł a Domaborskim. Starosta wielkopolski posądzał go o to wszystko, czego się on zapierał, nawet sprawa fałszywej monety już do niego dojść musiała. Odgrażał się Szamotulski, iż na nic się nie oglądając, jeśli kasztelan się kajać nie będzie, przed sąd go postawi i jak pospolitego buntownika i warchoła, bodaj na gardle ukarze.
Śmiał się z tego starosta i kasztelan Nakielski, dobrze się obwarowawszy w Domaborzu i powiadał.
— Niechże no mnie Szamotulski wprzódy dostanie!