Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozpoznałem głos Ostroroga.
— Miły bracie — mówił surowo — dopóki czas, zlitujcie się sami nad sobą. Co czynicie? wojnę przeciw królowi i królestwu rozpoczynacie. Gdzież rozum, gdzie siła?... Szamotulski na was wyciągnie z całem rycerstwem. Zginiesz!
Domaborski szydersko syczał.
— Nie tak mnie on łatwo weźmie! Mam i ja ludzi! Czemu mi nie płacą? Nie ma król pieniędzy, niech zastawem ziemie da, zamki puści.
— Zapłacą ci! — przerwał Ostroróg — jak innym się uiszczono, ależ nie kordem się tego od pana domagać. To bunt!
— Szamotulskiemu to bunt, bo ten mnie nienawidzi — krzyknął Domaborski. — Gdyby nie on, król by mnie zaspokoił. Nie przeciwko niemu, ale ze starostą, z tym wrogiem walczyć muszę. Gdybym ludzi rozpuścił, jutrobym był życia niepewnym.
Mówił wybuchając, przerywając sobie, a gdy Ostroróg go hamować chciał, usta mu zamykał.
— Ty jesteś klechą, jurystą, jam żołnierz — wołał. — Gdybym tobą był, inaczejbym się ze starostą rozprawiał, a jako Domaborski, mieczem muszę. Razem go wziął, nie porzucę aż koniec uczynię.
— Koniec? jaki? — zapytał Ostroróg.
— Król mi puści zamki i ziemie, żołd zapłaci i Szamotulskiego precz wyżenie!
Ostroróg zakrzyknął.
— Toś oszalał!
Śmiał się kasztelan.
— Zwij jak chcesz, próżno wodę warzymy.
Wtem szwagier mu począł wyrzucać napaście na dwory, na plebanie, na kościoły, naostatek i tego nie taił, że go o bicie monety fałszywej obwiniają.
— Ciury głodne, to darmo, musimy szukać chleba gdzie napadniem — zawołał kasztelan — król za nas zapłaci. Moi ludzie muszą żyć. Fałszywe szelągi żydy puszczają, ja o nich nie wiem nic! Szamotulski