Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

imienia, ani dostojeństwa — panowie sarkali. Wzburzyły się umysły.
Mnie tu już nie trzymało nic, wolnym się stałem i mogłem myśleć o sobie, ale przygoda ta do Wielkopolski mnie zraziła i dziwna jakaś tęsknica ku Krakowu ciągnęła. Zdało mi się, że gdzieindziej jak tam żyć nie można. Wprawdzie powinienem był unikać Nawojowej, aby jej oszczędzić boleści, bo mi żal było tej matki, choć nią dla mnie być nie chciała, lecz myślałem, że w takiem mieście jak Kraków, łatwo się w kąt zaszyć i nie być na oczach nikomu.
Com miał robić tam, niedawno uciekłszy, teraz powracając znowu, nie wiedziałem — czułem tylko, że dla mnie życie wszelakie tam było, a gdzieindziej tęsknica i pustki. Przychodziło na pamięć i to, że Ostroróg mnie mieć żądał, że u niego służba byłaby dobrą, bo mąż był rozumny i stateczny, ale już do tego kraju wstręt czułem i rad byłem co rychlej go opuścić.
Mało co miałem w Domaborzu, ale i tego porzucić nie godziło się przy ubóstwie mojem, musiałem więc z Szeligą i innemi za ciałem jechać, któreśmy wieźli w prostej sosnowej trumnie, tyle tylko, że dla ciepłej pory smołą ją wylać i chmielem zapchać kazał Szeliga. Okrywszy płachtą czarnego sukna, wieźliśmy zwłoki nieszczęśliwego, który niedawno tąż samą drogą z taką butą jechał, nie przeczuwając rychłego zgonu..
O mil dwie od zamku spotkała nas wdowa zrozpaczona, a że nie wiedziała wcale co mężowi jej zadawać mogli ludzie, wprost o morderstwo obwiniała Piotra z Szamotuł, natychmiast chcąc do króla jechać z żałobą.
Strach i żal było spojrzeć na biedną rozpadającą się z żalu niewiastę, której rozpacz powiększało to, że jak pospolitego zbrodniarza męża jej skazano i ścięto.
Na zamku, dokąd przybyliśmy, panował nieład