Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

człek nie żyje. Lepiej dobrze buty szyć, niż nie do rzeczy urzędować.
Przeszedł się po izbie.
— Nie wątpię, żeś stateczny — dodał — że karnym i statecznym umiesz być, a mnie takiego bakałarzyka i dozorcy właśnie potrzeba, aby mi pomagał, a nie psuł... Hę? zostałbyś przy mnie i podemną?
Podniosłem oczy.
— Nie wiem, czy temu podołam, czego po mnie żądać będziecie? — szepnąłem. — Radbym...
— Nie święci garnki lepią — odparł ks. Długosz — byleś posłusznym, pilnym i cierpliwym był.
Domyślałem się, słysząc to, że kanonikowi dzieci swe Tęczyńscy lub Tarnowscy powierzyć musieli.
Wtem z wielkiem zdumieniem odzywa się do mnie Długosz:
— Wieszci o tem pewnie, żem ja przy synach starszych królewskich nauczycielem i dozorcą? Nie od dziś przecie jestem z niemi.
Jam wcale nie słyszał o tem, ale posmutniałem wnet, bo mnie nadzieja opuściła, aby król dozwolił do tej służby wygnanego przez się zaciągnąć.
— Do królewiczów nawet na najmniejszego służkę — rzekłem — nie wiem, czy król mnie przyjąć dozwoli. Ze dworu jestem odpuszczony, łaskęm stracił, choć do żadnej nie poczuwam się winy.
— Wiem ja o wszystkiem — odparł ks. Długosz — ale i ja też tę łaskę byłem postradał, a widzisz, że się to wszystko zmieniło. Nie będzie mieć przeciwko temu król nic, gdy się wami posłużę. Chłopcy rosną, sam im nie dam rady. Czasem im odetchnąć trzeba dać, a z oka nie spuszczać. Naówczas dozór wy mieć będziecie, aby zbytniej nie dopuścić swawoli.
Spojrzał na mnie badająco, długo zadumany, gdy ja, nie odpowiadając nic, do ręki jego się tylko zbliżyłem, całując, czytał mi pewnie z oczów, że większego szczęścia nad to, nigdym się w życiu nie spodziewał.