Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

iż ostatni najzdolniejszym był, ale najupartszym. Mówiono, że się w ojca wdał... Ciekawy, żywy, ruchliwy, potrzebował nadzoru nieustannego, bo się wyślizgał, a pytany albo milczał, lub niezawsze prawdę mówił.
Król go lubił dosyć.
Jak starsi bracia, Olbrachcik był też rozrzutnym wielce, może nieopatrzniejszym niż oni. Zapowiadał już zawczasu, że gdy wolą swą mieć będzie, złotem obsypie tych co mu wiernie służyć będą, a niechętnych precz rozgoni.
Jam naówczas o tem wszystkiem tak jak zgoła nie wiedział, od Zadory dopiero i innych dworskich starałem się czegoś nauczyć, abym zaraz w początkach umiał się do ich charakterów zastósować. Olbrachcikiem wszyscy mnie straszyli, i okazało się wistocie, że najtwardszym z nich był, a największej wymagał pilności.
Królowa Długosza, surowym głoszonego, w początkach lękała się bardzo — król przy nim właśnie dlatego obstawał.
— Ludzi się znajdzie dosyć, co ich psuć będą — mówił — ten przynajmniej pochlebiać im i ulegać nie zechce. Znam go, bo i przeciw mnie stawał, gdy sądził to swym obowiązkiem. Dlatego wybrałem go, bo ufam, iż pobłażliwym i miękkim nie będzie. Miecz, który ma dobrym być, hartować w ogniu potrzeba.
Ażeby królowa wpływem swym surowemu obejściu się z synami nie przeszkadzała, a skarg ciągłych nie podnosiła, prawie ciągle Długosz z wychowańcami po zamkach różnych, zdala od dworu przebywał.
Dni jeszcze kilka mając wolnych, korzystałem z nich, dając się Zadorze wyciągać na miasto. Jedna z dawniej znajomych nam córek Kridlara wyszła była za mąż po śmierci ojca i w posagu wzięła pamiętną mi kamienicę pod królami, w której po raz pierw zyja moją Luchnę spotkałem.
Wspomnienie to skłoniło mnie, żem do Suterza,