Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

Przez czas pobytu przy młodych panach, co kilka lat dobrych trwało, oni ze mną i ja z niemi się spoufaliłem. Lubili mnie dosyć, szczególną jednak słabość powziął dla mnie Olbracht i tego byłem najbliżej.
Jak do tego przyszło, nie wiem. Starałem się go oszczędzać, gdy co zbroił, nie stroniłem od rozmowy z nim poufałej, oddawałem małe posługi i pozyskałem zaufanie.
Powiedzieć jednak nie mogę, aby mi się kiedy zupełnie z czego zwierzył. Wyrostkiem jeszcze będąc, taką już zachowywał ostrożność, iż przed nikim całych myśli swych nie odkrywał. Badał drugich, nie wydawał się sam nigdy.
Zresztą wesół, bawić się lubił i braci bojaźliwszych, gdy mógł pociągał za sobą. Udawało mu się to z powolnym Władysławem, Kaźmirz mu się opierał.
Gdyśmy przybyli w początku roku do Krakowa, wiedzieli już królewicze, że Władysław miał czeskim królem zostać. Długosz nieustannie mówił mu o obowiązkach monarchy względem kościoła i wiary, gdyż szczególniej w Czechach herezyi pobłażania się lękał.
Wszyscy synowie królewscy w pobożności i praktykach religijnych wychowani byli, ale różnie one do nich przystały. Olbracht najmniej religijnego okazywał ducha. Na swój wiek panięta wszystkie były dojrzałe i starsze umysłem i nauką niż pospolite dzieci w tych latach bywają. Odzywała się w nich mimowoli czasem młodość, jakąś swawolą, śmiechem, porywem, ale w ogóle poważni byli jak starzy ludzie i zważać na siebie musieli.
Króla jeszcze w Krakowie nie było, zmarł podówczas Siemion Olelkowicz, wielkorządca kijowski, królowi na pamiątkę przysławszy konia i łuk swój bojowy.
Potrzeba było w miejsce jego następcę wyznaczyć i Kaźmirz Gastolda z Litwy chciał tam posłać, który się długo opierał, na Ruś sobie nie życząc dla wiary, ale królowi posłusznym w końcu być musiał.