Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.

nich nieciężka. Zamiast klasztoru, pozwól mi znaleźć ci dom, gdziebyś modlić się jak tu mogła, a ja mógł być z tobą i posługiwać ci, pocieszać... Moja miłość sieroca, która się nie miała gdzie zwrócić, cała dla ciebie się wyleje i może choć jeden dzień życia ozłoci.
Gdym mówił, słuchała mnie bez gniewu, patrzała na mnie, łkała i zachodziła się od płaczu.
Nagle pochyliwszy się ku mnie, po raz pierwszy od dni dzieciństwa mojego, pocałowała mnie w głowę i z jękiem boleśnym wyszła.
Dnia tego napróżno czekałem jej powrotu; wróciłem nazajutrz z lepszą nadzieją. Zuchwała to myśl była, którą rzuciłem, nie rozważywszy nawet, jak trudną była do spełnienia.
Wystawiałem sobie tylko tę rozkosz, jakąbym miał, pielęgnując biedną kobietę, uspokajając ją na duchu, starając się przekonać, że to odrzucone dziecię kochało ją nad wszystko na świecie.
Byłem tak pozbawionym od lat wielu tego, co mogło mnie silnie przywiązywać do kogokolwiekbądź, iż odzyskanie matki rajem mi się wydawało.
Miłość dla Luchny była innego rodzaju i z tem pragnieniem serca macierzyńskiego, nic wspólnego nie miała.
Spokojniejszą znalazłem ją znowu, łzy nawet oschły. Zadumana słuchała mnie, chwytała każde słowo, wszystko com mówił tak nowem było dla niej, jak dla mnie. Lecz i tego dnia jeszcze nie odpowiedziała na prośbę moją. Sądziłem, że wymagać będzie po mnie, abym służbę króla porzucił dla niej, lecz nie mówiła o tem.
Gorące słowo świątobliwego spowiednika wpłynęło na nią cudownie. Raz jeszcze znowu widziałem ją zmienioną, lecz z pociechą najwyższą, bo pokój zstępował na jej duszę, rezygnacya chrześcijańska zastępowała zemsty pragnienie.