Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

czas ubył jeden z najlepszych, najwierniejszych sług jego, ks. Lutek z Brzezia, ten sam, którego młodym jeszcze, okrutny Świdrygiełło, gdy do niego poselstwo od Jagiełły sprawował, za zbyt śmiałe słowo policzkiem znieważył. Mąż był rozumny, jurysta uczony, gorącego temperamentu, pańsko lubiący żyć, więc zawsze grosza żądny, a na dworach i przy księżach przebywający chętnie. Nie mało poselstw, spraw, traktatów przez jego ręce kanclerskie przeszło i w pokoju z Krzyżakami też był czynny.
Umarł, powiedzieć było można, na placu boju, bo wśród sejmu, gdy przeciwko Dersławowi z Rytwian wojewodzie sandomierskiemu gorąco przemawiał; tknęło go powietrze tak, że wnet osłabłszy padł i na rękach wyniesiono go do domu, gdzie wprędce Bogu oddał ducha.
Król go niewymownie żałował, bo tak zaufanego, oddanego a świadomego wszelkich spraw królestwa, drugiego znaleźć niepodobna było.
Słyszałem z ust ks. Długosza gorzko mu to wyrzucającego, że nie ukarał przykładnie Magdaleny Morsztynowej, żony Jerzego kupca i mieszczanina krakowskiego, która niemal jawnie przeszła była na wiarę żydowską i synów z sobą poprowadziła do synagogi. Było to zgorszenie wielkie, lecz w sprawie ciemnej co było prawdy dojść trudno. Przeczyli jedni, drudzy twierdzili, iż istotnie żydowską wyznawała wiarę.
Nie powoływano jej przed sąd duchowny, ubito milczeniem sprawę, gdy ks. Długosz wołał o to głośno, aby przykład dać i niewiastę odstępną publicznie w rynku spalić na stosie.
I byłby to uczynił z gorliwości niezmiernej, gdyby władzę miał, ale ks. Lutek wolał zgorszenie pokryć milczeniem, twierdząc, że męczenników złej sprawie dawać nie potrzeba, bo one niemi urastają.
Wielki to był a uroczysty dzień dla króla naszego, który zwycięztwu się równał w boju odniesionemu, gdy posłowie czescy z Pragi przybyli, koronę tego zacnego