Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiono, że Włoch ze swych włóczęg po świecie na Pokucie naprzód do przyjaciółki swej, potem do arcybiskupa Grzegorza przybył bardzo ubogo wyposażony. Przez czas jednak pobytu we Lwowie tak umiał korzystać z łask przyjaciela, tak się okazał godnym tego, aby mógł pańsko i wytwornie wystąpić, iż Grzegorz się postarał o to, by do Krakowa już jako człowiek dostatni, któremu na niczem nie zbywało, przyjechał. Gotowy dwór dlań stanowili oczekujący na niego już Włosi, o których wspominałem.
Lecz przyznać też potrzeba, że Kallimach wistocie zasługiwał na to, aby nigdzie w tłumie nie zginął. Acz, niepierwszej młodości, ale bardzo pięknej jeszcze twarzy i postawy, układu nader gładkiego, zręczny, bystry, wymowny, umiejący się dla każdego ułożyć i przypodobać miał wszystko czem się czaruje ludzi.
Na zamek idąc z orszakiem swoich przyjaciół, między któremi przodował Włoch, sekretarz królewski, wydawał się jakby wielkim panem cudzoziemskim, chcącym cześć oddać królowi. Włożył też szaty wytworne, a tak dobrane do swej twarzy i postawy, iż malarz Wielki, który go przechodącym widział, powiadał, że było tylko malować.
Miał oblicze cudne a pańskie, coś w niem niepospolitego, a choć się w niem i duma i szyderstwo przebijało, umiał się tak ułożyć, iż nie raził i nie obrażał nikogo.
Wielkiej był mocy nad sobą, jakiem to później nauczył się znać, bo ludzi daleko od siebie stojących rychło poznawszy czego byli warci, nigdy ich nie lekceważył, miłość własną każdego szanując, jako najsłabszą człowieka stronę.
Prawda, że potem nieraz na uboczu się bezlitośnie naśmiewał z tych, którym wydawać się mogło, iż ich kochał i cenił wysoko.