Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.

zupełnie innego rodu i narodu, innych nawyknień, choć jednej wiary z nami.
W tych rzeczach religijnych oni a my różnie nawet z Bogiem obcowaliśmy, inaczej się modlili. Myśmy z pokorą i poszanowaniem, ze trwogą szli do kościoła, Włosi wesoło, poufale i wcale ducha nie nastrajając do nabożeństwa. Wśród niego przerwać sobie śmieszkiem, mruganiem, roztargnieniem było im pospolitem.
Kallimach zaś sam, chociaż od kościoła nie stronił, ale jakby z obowiązku tylko i z musu do niego uczęszczał, a serca do modlitwy nie nakłaniał.
We wszystkiem tak wyższość swoją i pewne lekceważenie rad był okazywać, sądząc może, iż tem w mniemaniu ludzkiem wyżej stanie.
Wysoko szacując rozum jego i przymioty, nie mogę powiedzieć, abym go miłował, przeto niesprawiedliwym może jestem względem niego.
Sarkało wielu jak ja przeciwko Włochowi, ale większość olśniewał i zachwycał. Mówiłem już, czem królowi i królowej w łaski się wkupił; ale śmiałe jego plany pozostały między czterma ścianami zabawką w rozmowach, a do wykonania ich nigdy nie przyszło.
Chwili pogodnej oczekiwano, a ta się nie nastręczyła.
Część ta żywota mojego jednostajniej i spokojniej upływała. Nieznacznie, i choć o zmianie żadnej w obowiązkach moich mowy nie było, przeszedłem ze służby przy młodych paniętach do Jana Olbrachta. Ten mnie sobie wyprosił do osoby swej, o czem król wiedział, i odtąd wolniejszym byłem, a czasu nauki, gdy go Kallimach brał, mogłem do matki na miasto zejść i czuwać nad nią.
Nie śmiałem wspomnieć jej nigdy o Luchnie, ale miałem jakąś nadzieję, że gdy wprzódy ją przy sobie miała, a teraz też dworu i służby żeńskiej potrzebowała, zażąda mieć ją przy sobie. Mówić o tem, aby nie ściągnąć podejrzenia na nas oboje, nie mogłem. Sliziaka zaś