Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

ła z zapałem. — Pod szczęśliwszem niebem przychodzą oni na świat! Jakże go porównać nawet z temi grubijańskiemi mężczyznami naszemi, którzy uczuć ani obyczajów delikatnych nie znają i we krwi nie mają. Zaprawdę, lepszego nauczyciela król synom wybrać nie mógł — ciągnęła dalej z zapałem. — On sam jak królewicz wygląda!
Milcząc pochwał tych słuchaliśmy. Nie odpowiedziałem też na nie i po chwili dopiero spytałem, zkądby go znała.
Zakłopotała się pozornie i chusteczkę, którą na kolanach trzymała szarpiąc, odezwała się oczu nie podniósłszy.
— O! to historya długa i ciekawa. Miałam to szczęście, naówczas na Pokuciu przebywając, mieć go u siebie w gościnie. Nieszczęśliwym naówczas był, obcym, ograbionym na Węgrzech. Grożono mu tem podobno, że go papieżowi wydać chciano, który mu stał na gardło; schronił się więc pod skrzydła pana naszego. Wziął go potem ks. arcybiskup odemnie, ale teraz przecie ludzie się na nim poznali. Nieprawdaż? król go podobno kanclerzem uczynić ma?
— Nie sądzę — odpowiedziałem chłodno — gdyż obcy tego urzędu piastować nie może.
Widząc znużenie wielkie na twarzy matki, nie odpowiadałem już, rozmowy nie chcąc przeciągać. Świętochna też zdawała się zabierać do odejścia. Zwróciła się tylko do mnie z zapytaniem, gdzie Kallimach mieszkał, czy z królewiczami razem i kiedy doma bywał.
Odpowiedziałem dwuznacznie, że w domu go zastać zawsze było trudno, gdyż więcej na zamku przy królu przesiadywał, a gdy powracał, naówczas mnóstwo już ludzi na niego czekało i zawsze tłum otaczał...
Skrzywiła się na to... Skończyły się przecież odwiedziny, ale oznajmieniem, iż Świętochna dwór sobie nająć tu chciała i czas jakiś pozostać w Krakowie. Do-