Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

myślać mi się było łatwo, iż to dla Kallimacha czyniła, który gościowi pewno nie bardzo rad być musiał.
Wiedzieli już wszyscy o nowych jego w mieście miłostkach, bo bez tych żyć nie mógł, utrzymując, że poecie niewiasta tylko mogła dać natchnienie.
Wieczorem musiałem z polecenia króla iść do Włocha, znalazłem go z przyjacielem Bonfilim ale zachmurzonym i smutnym.
Nie spostrzegł mnie, gdym wchodził, a zobaczywszy potem, nie zważając kończył poczęte zwierzenie się przyjacielowi.
— Do kata! babę tu licho mi przyniosło! Zestarzała okropnie, i śmieszną się stała, chcąc dzieweczkę skromną udawać. Naturalnie miłość jej wzrosła o tyle, o ile moja ostygła. Nie mogę się jej pozbyć, a życie mi za truje!
Zacytował ostry wiersz Juwenalisa, dołożył drugi Horacego i dopiero się zwrócił do mnie.
I jakby sobie coś przypomniał, zagadnął:
Ni fallor, ona mi o was wspominała? Znacie więc panią Świętochnę?
— Więcej ona mnie, niż ja ją — rzekłem zimno. — Niegdyś widywałem ją tu w Krakowie.
— Prawda to? Tęczyńskich się głosi powinowatą? — pytał.
— I być nią musi — odparłem — ale u nas co szlachtą jest, wszystko z sobą powiązane.
Na tem rozmowa się skończyła.
Przybycie Świętochny do Krakowa miało większy wpływ na losy Kallimacha, niż on i ktokolwiekby był mógł przewidywać.
Widziałem go następnych dni zafrasowanym i ciągle posłów Świętochny odprawiającym pod pozorami różnemi z tem, iż się stawić nie mógł.
Skończyło się pono tragicznie, bo Świętochna dowiedziała się o tej, która jej serce Włocha odebrała.