Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

cieństwa, poddawał się fantazyom, ale sromu jej znieść nie mógł, a sromem się mu wydawało zamążpójście za przybłędę, obcego człowieka, którego on za prostego chłopa uważał.
— Cóż poradzić! teraz z nią i mówić o tem nie można!
W całem mieście jeden głos był i powszechne mniemanie, że Włoch w istocie ożenił się z wdową; to przynajmniej pocieszało, bo jakiekolwiek wyjście za mąż lepsze było, niż życie na wiarę.
Kallimach, choć czuł pewnie i widział to, że mi krzywdę wyrządził i srogo dotknął, wcale postępowaniem swem nie starał się wrażenia tego złagodzić. Był nieco ostrzejszym dla mnie, a nie widując mnie pod złotym dzwonem, nawet nie raczył spytać, dlaczego teraz tak rzadkim byłem tam gościem.
Im matka zimniejszą się okazała dla mnie, tem i ja musiałem dalej trzymać się od niej.
Dawniej miała zwyczaj obsypywać mnie podarkami, teraz zupełnie one ustały i przez Sliziaka tylko na święta małą sumkę pieniędzy przysłała, żądając abym nie dziękował.
Na dole izby, które się nazywały mojemi i gdzie część moich mizernych sprzętów chowałem, wkrótce potem okazały się potrzebne dla zwiększonego dworu. Półgębkiem oświadczył mi Sliziak, iż pani radziła, abym królewicza pilnując, całkiem się wyniósł na zamek.
Była to odprawa. Nie pisnąłem słowa nawet i tegoż dnia sobie u Szydłowieckiego izbę wyprosiwszy, w zamku przy wieży, choć wilgotna była, i wiedziałem, że mi tam pognije wszystko, przeprowadziłem się do niej.
Bóg mi świadkiem! nigdym się ja wielkich po matce dostatków, mienia, łask nie spodziewał, nie rachowałem na nie, ale serca jakie mi okazywała, przywiązania, które się zrodziło, dosyć nie mogłem opłakać.
Znowu popadłem w sieroctwo, i niedarmo imię Or-