Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

Kallimach, jak wszystkie niewiasty bez wyjątku czcił i sławił z kolei, pochlebiał im i przez nie sobie na świecie drogi torował, tak i młodą panią Montelupi wielbił, gdyż stary Montelupi synowę tę bardzo kochał.
Spędzał tu Włoch jeśli nie całe wieczory, to długie godziny, a raz na przejażdżkę z Olbrachtem i Aleksandrem się wybrawszy za miasto, w progu znalazłszy starego, który uprzejmie na kubek wina zapraszał, choć nie sam był, wraz z paniętami do kupca wstąpił.
Kupcy to sobie mieli za wielkie szczęście, że królewicze próg ich domu przestąpili... Stary dobył co miał najlepszego, aby ich ugościć; nakarmił, napoił, obdarzył, bawił... i tak dobrze im tu czas zszedł, że i przejażdżki trzeba było zaniechać, a o zmierzchu na zamek wrócono — ale o tem wara mówić było.
Znajdowałem się ja przy Olbrachcie, który tu już dorosłego mężczyzny grając rolę, poczynał sobie bardzo śmiało, lecz bardzo przystojnie.
Mówił wiele i dowcipnie, zabawiał się ze starym i młodszym Montelupim, z jejmością, ale mnie tknęło jak żelazem w bok gdym dostrzegł, że posługującej przy stole Leny z oka nie spuszczał.
Było to tak uderzającem, że i inni się na tem poznać musieli; nie umiał się ukryć, nie starał nawet utaić.
Dziewczę, które wiedziało, że to królewicz był, gdy się jej oczy spotkały z jego wejrzeniem, poczęło strzelać ku młodzikowi nawzajem.
Nie wiem co sobie powiedzieli, ale choć jedno do drugiego słowa się nie odzywało, pewien jestem, że od tego pierwszego spotkania zawiązała się miłość między niemi.
Naówczas nikt ani mógł przypuszczać, aby młokos Olbracht miał tak rozgorzeć dla prostej dziewczyny.
Płochym był od piętnastego roku życia i na zamku skargi na niego ciągle zanoszono, ale to za dzieciństwo uważano.