Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

święceń, a nieustraszonego serca ludzie się znajdowali. Odznaczył się między wszystkiemi ów pobożny Michał Gedroić, książątko litewskie, które tu żebrakom i ubóstwu służyło, spowiadając, karmiąc, pojąc, opatrując, grzebiąc niezmordowanie we dnie i w nocy. On i kilku odważnych zakonników, jedni w mieście porządek utrzymywali, a złym i rozpasanym nie dopuścili łupieży i gwałtów. Smierć bowiem wszystkie węzły posłuszeństwa i poszanowania targała, i jeden tylko ksiądz jeszcze wrażał jakąś trwogę.
Nie stawało trumien, więc na wozach zrzucone ciała wywożono do wielkich dołów, tam je grzebiąc co rychlej, gdyż doktorowie od zwłok gnijących w skwarne dni lata gorszej jeszcze obawiali się zarazy.
Nie było nas ze dworem w Krakowie, wyjechała i matka moja do Nawojowa sama, a Kallimach z nami; więc to tylko wiem, co mi za powrotem opowiadali ci, którzy własnemi oczyma na te dnie sądu patrzyli.
Wszystkie bogatsze mieszczaństwo, więc i Montelupiowie do Wrocławia i na Szląsk zbiegli.
W klasztorach zaś nie tylko się nie wyludniło, ale przybyło zewsząd sług bożych, gotowych na śmierć i męczeńswo dla chwały Zbawiciela i oddania mu świadectwa.
W popłochu tym, gdy co żyło, opuszczało miasto, ja na pamięci mając matkę, choć nie chciałem się jej narzucać — pragnąłem ratować.
Pobiegłem do Sliziaka potajemnie. Gotowano się do drogi, myślałem, że z powodu Kallimacha, nie wątpiąc, iż żoną jego jest, matka moja za dworem ciągnąć może.
Sliziak, który strasznie postarzał i nogami suwał, a podróże teraz, nie chcąc pani opuścić, odbywał na wozie, bo już konia dosiąść nie mógł; gdym wpadł, dopytując go co zamyślają, rzekł mi sucho i smutnie:
— Jedziemy.