Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

królewicza. Wybuchła gdy się ukazał tylko i nie ustała, aż do wyjścia naszego. Zdawała mi się udaną i sztuczną, ale Olbracht rad jej był. Więc i śpiew, i gra, i taniec, i szepty, i śmiechy, i zalotne napaści przy świadkach na przemiany szły po sobie. Wino i łakocie zjawiły się na stole i nie zeszły z niego przez cały czas gdyśmy gościli.
Bobrek i ja trzymaliśmy się zdala, lecz Lena i nas zaczepiała, a że ze mną po włosku mówić mogła, zwracała się często z dowcipami, które śmiechem i oklaskami płacić było potrzeba.
Od tego czasu gdym ją widział raz ostatni stojącą we wrotach kamienicy, nie przybyło jej wdzięku, ale śmiałości, zalotności i zręczności bardzo wiele.
Młoda jeszcze twarz okazywała znużenie, chociaż już ją Lena malowała. Oczy tylko miała może wyrazistsze i piękniejsze, więcej mówiące niż wprzódy, choć nic nie mówiły.
Zdawała się bardzo pewną panowania swojego nad Olbrachtem, bo z nim postępowała zuchwale, i sam widziałem tego wieczora, gdy bawiąc się policzek mu dała. Zczerwienił się okrutnie, lecz my z Bobrkiem udaliśmy, żeśmy tego nie spostrzegli i wnet zgoda nastąpiła znowu.
Miał na szyi łańcuch królewicz pancerzowej roboty, bardzo piękny. Nie wiem czy po raz pierwszy go oglądała, lecz naprzód zaczęła przypatrywać mu się pilno, potem zdjęła z szyi Olbrachtowi, włożyła na swoją, poszła się przejrzeć do zwierciadła i choć królewicz nazad go mieć chciał i wykupić, nie myślała oddać.
Został przy niej. Bobrek mi podszepnął, że tak prawie codzień bywało, iż pana ze wszystkiego odzierała.
Pieniędzy też nigdy dosyć nie miała, a ciągle ich będąc żądną, dopominała mu się o nie.
Wszystko to pospolite były sprawy u niewiast ta-