Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Ileż to już lat ono nieustając trwało a pod koniec właśnie sprawy węgierskie i czeskie trudnośbi mnożyły, trosk dodawały.
Kallimach widząc, jak z własnej szkatuły musiał król na zaciągi dawać ciągle, ile miał z sejmami i ziemianami trudności, nalegał bardzo na uczynienie w domu naprzód zmian takich, aby rząd królowi bez odwoływania się do zjazdów ułatwiały.
Lecz król już za starym był, aby tak niebezpieczną sprawę chciał rozpoczynać. Składał to na syna, nie ważąc się do tej walki, gdy ich i bez niej miał wiele.
Bolała go strata Kaźmirza, choć ten pomocą żadną być nie mógł, a więcej pono jeszcze niewdzięczność Władysława czeskiego, który ojcu tron był winien, a mimo dobroci swej wcale mu się nie dał powodować.
Już raz zaproszony na gody, gdy król córkę za mąż wydawał, nie przybył na nie, choć wiedziano, że nic mu nie przeszkadzało, krom tylko, iż sam w Pradze z panami pod ten czas biesiady szumne odprawiał.
Zagniewanym był król wielce za to, a donoszono mu też, że na Węgrzech Władysław miał sobie przychylnych, którzy w zamiarach Kaźmirza szkodliwemi być mogli.
Dorastali królewicze, których dwu odjąwszy, zmarłego i wyposażonego, pozostawało czterech do pomieszczenia. Jednemu z nich tron polski się należał i nikt naówczas ani mógł pomyśleć, aby to było wątpliwem, drugi do stanu duchownego przeznaczony już sukienkę nawet nosił, choć wcale powołania nie okazywał, a charakterem i temperamentem do Olbrachta był najwięcej podobny.
Z dwu ostatnich Aleksander powolny, milczący, miły, niewiele obiecywał, ale i nie zdawał się też siła pragnąć, bo mu pieśni, muzyki i wczasu starczyło do szczęścia.
O Zygmuncie naówczas wróżyć nikt nie umiał.