Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

zór sprzyjając uczonemu arcybiskupowi, szczery z nim i otwarty, przecież mu się nigdy do głębi nie wydał, a Zbigniew także za powiernika go nie miał.
Mnie się zdaje, że to, co później się jawnem okazało, iż Małopolanie Piasta chcieli na tronie posadzić, a Jagiełłowych potomków na Czechy, Węgry i Szlązk odprawić, już się dobrze za życia króla starego przygotowywało.
Lecz o tem później.
Olbracht nasz, na którego Kallimach wiele tak rachował, tymczasem życie prowadził coraz a coraz rozwiąźlejsze.
Prawda, że coby czynić miał nie wiedział, bo król go do niczego nie powoływał, krom gdy uroczystości wielkie przypadały, aby stał u jego boku razem z Aleksandrem a podczas i młodszemi.
Więc szumniej coraz, hałaśliwiej zabawiano się u Leny, a niekiedy u bogatych mieszczan, którzy ją zapraszali do siebie, aby królewicza ściągnąć. A że widziano jak Olbracht długi robił, pieniądze trwonił, kochankę tę obsypując darami, niektóre dziewczęta miejskie lżejszej myśli zazdrość brała. Nasuwały mu się, nastręczały, a on choć zawsze przepadał za Leną, bo od tej go nie można było oderwać, bałamucił się i z innemi.
Króla to dochodziło, milczał długo. Syn już dorosły był, trudno go miał karcić jak dziecko, gdy mu poszanowanie w kraju trzeba było pozyskać.
Kallimach ciągle swoje powtarzał, iż to się wyszumi, jakoż szumiało, prawda, ale nie poprzestawało.
Przyszła naówczas wieść z Rusi i Podola o napadzie tatarskim i o strasznem spustoszeniu i jassyrze.
Na to łotrowstwo, które bezkarnością było rozzuchwalone, koniecznie potrzeba było iść i to nie z ladajakim pocztem, małą siłą, ale z pogromem takim, aby długo czuły go te rabnsie.
Co było ludzi rycerskich, można powiedzieć, pro-