Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

siło się na tę wycieczkę. Ochotnika nie zbywało, wodzów nie brakło.
Wtem kiedy się tak kotłuje już, kto, którędy pociągnie, kto dowództwo otrzyma, ja króla jednego wieczora do snu kładłem i izbę sypialną z obowiązku opatrywałem, aby na noc mu nic nie brakło.
Leżał już w łóżku pan, powychodzili inni, palcem mnie powołał ku sobie milczący.
Podbiegłem sądząc, że jak był czasem zwykł, zechce sobie wina krztę z wodą podać, ale mi się z uchem nachylić kazał.
— Czemuście Olbrachtowi nie podszepnęli, aby mi się na tę wyprawę prosił? Ja go słać nie chcę rozkazem, alebym rad pozwolił. Zdrowiej mu w polu będzie niż tu w Krakowie, gdzie się płochości uczy. Rycerską sprawę lubi, czasby ją rozpocząć.
— Miłościwy panie — odparłem pospiesznie a niebardzo rozważywszy co powiem — królewiczby pewnie pragnął wystąpić i okazać się rycerzem, ale go Kallimach więcej dworszczyzną a łaciną bałamuci.
— Jedno drugiemu nie przeszkadza, oboje potrzebne — rzekł — król — a bez rycerstwa i męztwa uroku nie będzie miał dla ludzi...serc nie pozyska nigdzie łatwiej jak w obozie.
I kładnąc się dodał jeszcze.
— Ale nie z rozkazu, a po własnej woli iść powinien.
Z tem mnie odprawił.
Chciałem spełnić królewskie zlecenie, którem dumny byłem, bo zaufania dowodziło, ale jak tu się do tego wziąć miałem.
Zrazu na myśl mi głupio przyszło, aby się Kallimachem posłużyć; ale samem zmiarkował, iż gdyby to było dobrem, królby mnie maluczkiego do tej sprawy nie potrzebował.
Rano poszedłem do królewicza... Trzeba było w one czasy już widzieć dwór jego i słyszeć co się tam działo, a jaka to tam drużyna się osobliwa ściągała, trwożyć o przyszłość.