Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkiego się spodziewać było można, jechaliśmy z kupcem i jako kupcy do Pragi.
Ten, który nas prowadził, bywałym był i stosunki tam miał uboczne, które nam się na zamek wśliznąć obiecywały. Jechaliśmy dniem i nocą dla pośpiechu do onej złotej Pragi, o której wielem się nasłuchał, alem jej nigdy nie oglądał.
Miasto samo wydało mi się wielkie, piękne i bogate, a budynkami bardzo misternemi cudnie przybrane. Kraków się z niem mierzyć nie mógł, ale choć język brzmiał tu swojsko, człowiek się obcym czuł.
Król, który w początkach na dolnym zamku mieszkał, pono gdy do niego szaleniec jakiś z łuku strzelił, przeniósł się na wysokie zamczysko do Hradszyna i tam teraz go szukać było potrzeba.
Raz w Pradze będąc, dostać się do niego nie było nam trudno, bo przy sobie na dworze służby polskiej siła miał, a ta przyjezdnym Polakom chętnie pomagała i do niego przeprowadzała.
Tak też nazajutrz zaraz jeden z komorników Powała, Kallimacha jako mniemanego astrologa Włocha poprowadził do króla.
Była naówczas astrologia w wielkiem poszanowaniu jakby wieszczbiarstwo jakie, choć na wielu tych, co w gwiazdy patrzyli i konjunkcye ich tłómaczyli, sam się wielokrotnie przekonałem, iż bałamutne głosili horoskopy. Ale nie było czynności, od małżeństwa począwszy, do wojennej wyprawy, o którejby się ujście gwiazdarzy nie pytano, a oni też na wszystko gotowi odpowiadać byli.
Astrologiem takim Kallimach się dostał na zamek królewski i pozostał tam z pół dnia prawie, bo tak dobrze umiał nawet tę rolę odegrywać, że go się i inni radzili. Co, że mu podarki przyniosło, więc się wyśmiewał potem z łatwowiernych i wcale tego na sumieniu nie miał.
O skutek widzenia się i rozmowy z królewiczem pytać go nie śmiałem, poufałych z nim zwierzeń unikając;