Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest — odezwałem się do niego — ale nie ma na świecie narodu, któryby mógł wymagać od pana swojego, aby bratobójczą rękę podniósł na rodzonego swojego. Cóż będzie, jeśli w tej wojnie, bo wszystko się może trafić, spotkacie się na polu bitwy, z zamkniętemi hełmami, a oręż któregokolwiek z was...
Władysław nie dozwolił mi dokończyć, krzyknął i płakać począł. Łzy mu się polały, lecz nie zdołały i one zmienić jego postanowienia.
— Łacniejże jest Olbrachtowi mnie nie napadać, niż mnie się nie bronić. Zaklnijcie go, niech nie idzie przeciw mnie.
— Król poszle innych wodzów i to nie pomoże nic.
Chociaż widziałem, żem wielkie na nim uczynił wrażenie, przemawiając w imię braterskiej miłości, nie mogłem sobie pochlebiać, znając go, ażeby miał taką siłę woli, któraby mu opierać się dozwoliła.
Nic też nie obiecywał, ręce łamiąc, płacząc i zaklinając mnie, bym Olbrachtowi wojnę tę odradzał.
Mówiłem mu potem jak oddawna król ojciec żal miał wielki do niego, od wesela siostry począwszy, na które proszony, przybycia odmówił, jakby wszelkie z rodzicami zrywając stosunki.
Tłómaczył mi się ręce składając, ale nie mógł więcej powiedzieć nad to, com wiedział naprzód, iż wszystkim zawsze odpowiadając: Dobrze — tak iż sobie przydomek zyskał od tego — to zawsze czynił co mu bliżsi narzucali.
Jeszcześmy dzień jeden bawili w Pradze i Kallimach chodził na Hradszyn znowu, zyskał podarek piękny, ale więcej nic.
Nie było tu się czem łudzić i czasu trwonić, puściliśmy się z powrotem.
Jaką tam sprawę zdał Kallimach z poselstwa swojego, nie wiem, mnie zaś o nic nie pytał król.
Nie zwykł był stary nigdy ani się rozwodzić z ża-