Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

lami, ni z myślami zwierzać. Gdy raz postanowił co, dawał rozkazy, gdy się nie powiodło milczał, gdy się poszczęściło, mało co inaczej powodzenie przyjmował.
I tym razem na twarzy jego trudno było coś przeczytać.
Za to Olbracht mnie badał, tak żem mu kilkakroć rozmowę powtarzać i wszystko opisywać musiał. Słabego brata żal mu było, wojna ta niepożądaną, lecz ojcu się nie chciał sprzeciwiać a i korona węgierska z polską połączona może mu się też uśmiechała.
Słyszałem dowodzącego Włocha, iż naówczas gdy Węgrów i Polaków mieć będzie, łatwiej Węgrami złamie opór ziemiaństwa i więcej sobie władzy zdobędzie, Polakami zaś Węgrów też na wodzy trzymać może.
Przewrotna ta rada tak się wydawała Olbrachtowi rozumną i doskonałą, że za nią mistrza swojego uściskawszy, pod niebiosa go wynosił.
Szedł tedy poprzedzany sławą zwycięzcy na Węgry Olbracht, ale rychło się okazało, iż miał tu szwankować.
Na Bardyów i Koszyce puścił się z małem wojskiem, choć dobornem, królewicz do Pesztu wprost w samo serce królestwa mierząc. Szturmowano próżno do Koszyc. Nie było ani machin, ani przyrządów oblężniczych, więc daremny wysiłek skończył się zawieszeniem broni, a wojsko, jak donoszono, przez wielkie niewczasy i złą roku porę ucierpiało wiele.
Żołnierz zaś gdy na ciele dłużej boleje i na duchu zwykł tracić. Podnosi go zwycięztwo, daremny wysiłek zniechęca.
Tak skończył się ten rok, a król stary, choć już widział, że się tam z Olbrachtem swym nie utrzyma, odwoływać go nie chciał i nie mógł.
Przysłany z obozu Bobrek powiadał też, iż królewicz upierał się próbować szczęścia i do bitwy koniecznie sposobił.
Czekaliśmy w Krakowie niespokojni późniejszych