Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

W innych ważnych rzeczach, on co mało komu się zwierzał, przed nią nic nie taił.
Pani to była, jakem już nieraz mówił, wielkich przymiotów, uczona, bo ją w dzieciństwie papież późniejszy Pius II wychowywał, poważna, rozumna, umiarkowana i zręczna. Piękną nigdy nie będąc, później można powiedzieć, starzejąc nabrała majestatu i pewnego wdzięku. Głos miała słodki, obejście się łaskawe. Wielki ród w niej był znaczny.
Gdyśmy na Litwę jechać mieli, a dwór do towarzyszenia panu naznaczono, Kaźmirz sam mnie mieć zażądał z sobą.
Byłem temu rad, bo wiosną podróż i lasy litewskie uśmiechały mi się, a któż z nas nie lubi tych starych puszcz, w których dopiero Litwin się czuje jakby w domu.
Lękałem się tylko, aby matce z tem nie było markotno, bo teraz mnie rada była codzień mieć, choćby na krótki czas. Poszedłem tedy pod dzwon, oznajmując o tej podróży.
— Szczególna rzecz — odezwała się do mnie — jak czasem składają się wypadki. Ja też Wilno i Litwę raz jeszcze w życiu chciałam oglądać i pojadę pewnie w tym samym czasie, więc albo w Wilnie lub Grodnie, około którego w lasach nad Niemnem król polować lubi, spotkać się możemy... kto wie?
Ponieważ matka bardzo silną i zdrową nie była, zafrasowałem się więc o tę jej wyprawę, aby ciężką nie stała się, gdyby nie była naprzód obmyślaną i dogodną.
— Sliziak bardzo dawniej troskliwym był — rzekłem — sługa z niego jakich mało, ale haniebnie postarzał i podupadł na siłach.
— Nic to nie szkodzi — przerwała mi matka. — Wprawdzie na konia go już wsadzić trudno, ale na wozie leżąc, gdy huknie, ludzie go słuchają, a o niczem nigdy nie zapomina. Bądź więc spokojnym, iż mi na wygodach nie zbędzie. Kolebkę biorę najlepszą, konie dzielne, sługi