Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

poczuł, krzyknął, że jej nie wytrzyma i kazał iść precz z flaszką.
Myśmy o tem wiedzieli, że jak ojciec jego zapachu jabłek, tak Kaźmirz owoców i innych rzeczy wonnych nie znosił. Pan Jakób z Zalesia chciał się upierać, ale Kaźmirz zawołał stanowczo.
— Ale preczże mi z tym balsamem! Lekarstwo od choroby gorsze, nie zniosę smrodu tego, choć wam może drjakiew ta wonieć będzie.
Chciał dowodzić doktór, że zapach był orzeźwiający, król się pogniewał i usta mu zamknął.
Nogi więc pozostały bez smarowania. Miał nadzieję Zaleski, że po wypoczynku w łóżku obrzęknienie odejdzie w nocy i zjawił się rano, gdyśmy onuczki świeże kłaść mieli.
Okazało się, iż mało co było różnicy od dnia wczorajszego.
Nie rzekł nic.
Król zaś jakoś się w lasach orzeźwił i począł jeść lepiej. Nie skarżył się. Jednakże uważałem to, że do łowów choć się nastręczały, nie miał ochoty tak wielkiej i mrucząc powiadał, iż mu do Wilna pilno naprzód, a łowy sobie około Trok nagrodzi.
Przybyliśmy tu, gdzie na króla oczekiwali bajorasy i kniaziowie w liczbie znacznej, a że o dniu przybycia byli zawiadomieni, sprawili mu wjazd okazały przy huku trąb, kotłów, piszczałek, a wielkich i serdecznych okrzykach.
Kaźmirzowi też lice poweselało, niemal odżył i odmłodniał.
Kochali swego Kaźmirza Litwini, to widać i czuć było; ale ten tłumny zjazd, oprócz okazania mu miłości tej, więcej coś miał na celu.
Chodziły słuchy, iż król ostatnią wolę swoją miał kazać spisać. Dotąd na największe nalegania Litwy, domagającej się osobnego księcia wielkiego, odpowiadał im