Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

kazy i wolą do pozostawienia, które królestwu i spokojowi duszy jego potrzebne są.
Dnia tego Kaźmirz już ani chleba, ani gruszek tknąć nie mógł, a biedny Bernardyn zniknął. Zabrzeziński siebie i jego przeklinał.
Wieczorem gorączka się wzmogła.
— Doktorze — zapytałem pana Jakóba — jak długo król żyć może?
— Alboż ja wiem? — odparł — trochę dłużej lub krócej męczyć się może, wedle siły; tylko to pewna, że już z łoża tego nie powstanie!
W nocy oprócz innych i ja czuwałem przy nim. Cierpiał mocno, lecz w tej ostatniej godzinie, dziwna a osobliwa rzecz, jak gdyby miał przeczucie nieodwołalnego końca, uspokoił się i odzyskał tę wielką władzę nad sobą, jaką miał w życiu całem.
Wychudła twarz jego nawet nie zdradzała boleści. Sen miał niespokojny, pragnienie; dawaliśmy wodę przegotowaną z chlebem i odrobiną wina.
Nadedniem, a u nas w tej porze roku wiadomo jak zawczasu dnieje, król westchnął, otworzył oczy i spojrzał na mnie.
Patrzał długo, jakby mu nie łatwo myśli zebrać było; potem ręką skinął, przystąpiłem do łoża.
— Przyprowadź mi doktora Jakóba — rzekł głosem słabym.
W drugiej izbie drzemał Zaleski o stół oparty, zbudziłem go tem, że król wołał do siebie. Szedł zaraz ze mną.
Miał już chory tak mało siły, iż do ust się kazał przychylić doktorowi.
— Nie ma na śmierć lekarstwa — rzekł cicho. — Czuję że mi bardzo źle, że bodaj ostatnia zbliża się godzina. Nie tajcie tego przedemną.
Zawahał się lekarz.
— Nakazuję, mów prawdę, dzieckiem nie jestem