Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

Niełatwo mi się byle o jej gospodzie dowiedzieć, a że ta w mieście dosyć od zamku daleko położoną była, jechałem konno, Sliziaka naprzód chcąc wyszukać.
Gastolda brata nie zastałem już, śmierć króla zmusiła go co najrychlej do Kijowa pośpieszać i przed kilku godzinami z Grodna wyjechał.
Matkę zastałem we łzach, na klęczkach modlącą się. Gdym wpadł, odwróciła się do mnie, ręce rozpostarła i uścisnęła za szyję chwyciwszy.
Długo łzy słowa jej wyrzec nie dawały. Zaczęła pytać potem o ostatnią godzinę. Opowiedziałem o błogosławieństwie i o spokojnym zgonie we śnie.
— Porzućże teraz dwór — odezwała się — dosłużyłeś mu wiernie do śmierci, nie masz już tam co robić. Jedź ze mną.
Musiałem się tłómaczyć, iż samowolnie odbiedz od ciała nie mogę, bo nam przypada obowiązek odprowadzenia do Krakowa. Nie upierałem się zresztą przy dworskiej służbie dalszej, anim jej żądnym był, chociaż przewidywałem, że Olbracht odpuścić mnie nie zechce.
Wdowa oświadczyła mi na to, że i ona gotową jest ciągnąć za nami do Krakowa, czemu się sprzeciwić musiałem już dlatego, aby serca sobie tem nie psuła, a i dla niewygód podróży przy licznym orszaku, który na gościńcu gospody musiał zajmować i wszystko zjeść, co gdzie dostać było można.
Uprosiłem więc, aby natychmiast, poprzedzając nas udała się do Krakowa. Ledwie się to stało, a jam nazajutrz wyprawił ją z Grodna, gdy wprędce i my pociągnęliśmy powoli z ciałem królewskiem.
Wszędzie je duchowieństwo, rycerstwo i lud pospolity spotykał, towarzyszyli nam kapłani, żal się zdawał powszechny, lecz niemy był jakiś i serdeczności w nim się nie czuło. Ten sam los, który mu towarzyszył za życia, ścigał go i po śmierci. Żałowano go, bo nim nowy pan miał nastać, kraj był bez rządu i sądu. Trwożyło to