Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

Oleśnicki wszystkiego tego wysłuchawszy, wziął raz jeszcze do rąk list króla, odczytał go, złożył i długo myślał nic nie odpowiadając. Potem odsłonił mi zgrubiałe i strasznie opuchłe nogi, wskazał na nie i wzdychając, rzekł głosem stłumionym:
— Patrzajże dziecko moje, jaki to ja jestem i czy mogę na koronacyę jechać, a trud ten znieść przy chorobie mojej... Ultimis spiro! życia we mnie niewiele.
— Królowi wielce idzie o to — rzekłem — aby z rąk arcypasterza otrzymał tę koronę. Sądzę też, iż dla zachowania prawa, które gnieznieńskiemu pasterzowi przysługuje, należy coś uczynić. Naostatek i to dodać muszę, iż ludzie złośliwi a potwarcy w Piotrkowie się z tem nosili, jakoby wasza pasterska mość Piastom był przychylny.
Zmarszczył się Zbigniew i poruszył żywo.
— Cóż znowu — przerwał mi — albo nie widzicie, żem przykuty i obezwładniony, a Boga chwaląc w świeckie sprawy wcale się już nie wdaję.
Poruszył ramionami.
— Piastom już nic więcej nie pozostało, jak spuścizna imienia ich, z którem powoli do grobu poschodzą, straconego raz nie odzyskawszy.
Chwilę jeszcze badał mnie potem o rzeczy obojętne. Spytał o Kallimacha, którego przyjacielem swym nazwał, czyby on w Piotrkowie się też znajdował.
— Ważyć się na to nie mógł — rzekłem. — Mąż ten wielkiej nauki, któremu młodsi królewiczowie zawdzięczają co umieją, tylu sobie nieprzyjaciół zjednał, taką nienawiść obudza, że mu się nieledwie kryć potrzeba, chcąc dłużej w Polsce pozostać.
Zbigniew podumał chwilę.
— Sam nieco winien jest temu — odparł — gdyż nie ograniczając się tem, do czego jest usposobiony i co mu powołaniem, zbyt otwarcie z radami występuje, które u nas brzmią groźno, a do obyczajów i praw naszych nie przystają. Cóż dziwnego, że u nas każ-