Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

kie imiona pójdą na sługi nadworne, patrząc chleba z twojej ręki. Naówczas ich mieć będziesz i szkodliwemi być przestaną. Dziś u was tacy Tęczyńscy i Melsztyńscy, tacy Leliwici czemu tak głośno burczą, bo sakwy mają nabite, a ty królu o lada pobór się musisz kłaniać.
— Wszystko to zdrowe rady — przerwał Olbracht — ale na to lat potrzeba.
— I dlatego od jutra należy poczynać nie ociągać się — rzekł Kallimach. — Myślicie o wojnie, o poganach...
Król mu się pochylił do ucha i szepnął coś półgłosem.
Uśmiechnął się Włoch.
— Byłoby to dziełem godnem mojego najulubieńszego ucznia — rzekł — gdyby w istocie rzecz się tak złożyła i powiodła.
Nastąpiła chwila milczenia; Kallimach zadumał się nieco i począł dalej.
— Wojna ta zresztą, czy ona przyjdzie czy nie do skutku, jest dobrą, bo ją możesz i powinieneś wyzyskać. Żadne prawo królowi nie wzbrania wojsko sobie, bodaj cudzoziemskie, za swój miły grosz zbierać, zaciągać, gromadzić, obsadzać niem grody, trzymać je przy sobie. Przeciwko butnemu rycerstwu własnemu to najlepsza tarcza i obrona. Nie będą się ważyć tak śmiało występować widząc, że masz siłę.
— Kosztowna rzecz — odparł król.
— Ale się nagrodzi — zawołał Kallimach.
Milczący długo Zygmunt zwolna podniósł głowę, a Olbracht, który zdanie jego wysoko sobie ważył, zwrócił się ku niemu, oczekując co powie.
Na poważnej twarzy młodzieńca widać było jakby walkę przekonania z pewną nieśmiałością. Musiał wystąpić przeciwko takiej powadze, za jaką był tu Kallimach zdawna uważany. Sumienie mu to na-