Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu się rozpoczęły pomiędzy niemi rozprawy o możliwości wyprawy na Wołoszę, których ja i jednym uchem słuchałem tylko i król mnie przywołał dając rozkaz, aby choć chleba i wina przyniesiono, tak już czczym był i zmęczonym. Musiałem więc oddalić się na chwilę.
Odtąd narady szły około wyprawy tej i sił, jakie na nią potrzeba było przygotować. Chciał Olbracht z sobą mieć i Aleksandra, Litwę i Tatarów, i krzyżacki oddział, i swoje zaciągi, i od Władysława posiłki.
Sam gotów był iść na czele wyprawy, hetmanem pod sobą czyniąc Zygmunta.
— A gdy wy kraj z żołnierza ogołocicie — rzekł Kallimach — i wszyscy wyciągniecie na Wołocha, jesteścież tego pewni, że wam w domu możni i duchowieństwo zwoławszy się na zjazd, nie wypowiedzą posłuszeństwa i nie okrzykną sobie Piasta?
— Nie sądzę znając ich, aby mi to niebezpieczeństwo zagrażało — odparł Olbracht — jednak nie myślę kraju zostawić bezpańskim, a w lepsze go ręce powierzyć nie mogę jak Fryderykowi.
Kallimach głową skinął, że myśl tę pochwalał.
— Bratu i królowi pewnie nie odmówię — odezwał się Fryderyk — ale powtarzam wam: wyprawę tę uważam za przedwczesną, a gdyby się ona miała niepowieść, za zgubną. W takich wielkich przedsięwzięciach krok fałszywy odejmuje i ufność w siebie i na długo obezwładnia. Lepiej nie poczynać, niż pośliznąć się źle począwszy.
Olbracht podrażniony oburzył się, a był już po dwu kubkach wina.
— Bądź pewien — rzekł — że jeźli pójdę, to z taką siłą, której się nic oprzeć nie zdoła. Liczę na sto przeszło tysięcy ludzi... gdzież mi się to tałałajstwo wołoskie opierać będzie mogło? Kraj im niemi zaleję.