Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

Sądny dzień zaprawdę przy biciu na gwałt we dzwony, płaczu niewiast, krzykach rozpaczliwych gości kupców, którzy z kupią poprzyjeżdżali, a lękali się ją utracić w płomieniach.
Łaską Bożą jakąś dom matki mojej został oczczędzony, lecz do rana byłem tu na straży, obawiając, się, jak to często się zdarza, aby przygasłszy, na nowo nie powstał.
Księża drzewem Krzyża świętego i relikwiami zażegnywali tę klęskę straszliwą, ale wielu padło jej ofiarą. Spalił się naówczas w domu Turzonów na rogu doktór Maciej z Miechowa, uczony, rozumny i dobry mąż, który nie tyle mienia swojego, co rękopismów i ksiąg żałował. Był to jeden z tych ludzi, u których ja niedouczony miałem jednak łaski i zachowanie, a niemało od niego skorzystać mogłem w samej rozmowie.
Tego już naówczas do dworu brano, bo miał sławę najlepszego z lekarzy w Krakowie, i król go lubił dosyć, choć się czasem z jego łaciny naśmiewał.
Gdym czasu tego pożaru ciągle prawie około matki i jej domu się kręcił, nie mogąc opuścić, zwłaszcza, że nadzwyczajną ognia miała trwogę, nad ranem już namówiwszy staruszkę, aby się położyła, zapewniłem ją, że nie odejdę, ale na dole zostanę. Tak też i uczyniłem, poszedłem do Sliziaka, który teraz większą dnia część w łóżku spędzał, usiadłem przy nim, a że stary kwaśny był, rozweselałem go jak mogłem.
Niełatwa to rzecz była. Gdyśmy tak gawędzili sami siedząc, ujął mnie Sliziak za rękę i powiada.
— Głupią rzecz ci muszę wyjawić, ale mi się zda, że jej dłużej taić przed tobą nie można.
— Cóż tam znowu takiego? — zapytałem.
— Pamiętasz — począł szeptać pocichu — gdyś się tu schronił z królem? Ja nie wiem, czy naówczas Kinga była już u nas, widział on ją?
— Nie! — odparłem. — Kinga nie przybyła aż później.