Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawało się, iż królowi tak szło o lik ogromny, iż co było ludzi zdolnych do wzięcia broni, pędzić kazał pod chorągwie.
Tak samo i dwór swój licznym mieć chciał, wozów co niemiara, koni moc wielka, zapasu wszelkiego niezliczone ilości. Chociaż wszystko to zawczasu się sposobiło, i ludzie byli wyznaczeni do utrzymania w tem porządku, niełacno to, gdzie na dziesiątki tysiąców liczą się same ciury, a sto tysięcy rycerstwa idzie, ład zdzierżyć, zapobiedz swawoli, strat się ustrzedz, karność utrzymać.
W samym początku już widać było, czem będzie ta wyprawa nieszczęśliwa, bo się mnożyły takie trudności, jakich nikt zawczasu przewidzieć nie mógł, a zaskoczeni niemi radzili na nie tak, iż nowe z nich rosły.
Jeszcześmy do Lwowa nie ruszyli się, gdy skarg i zapytań tyle przyszło, iż król głowę tracił, ale na Zygmunta je zdawał, a sam tylko o wielkiem zwycięztwie marząc, tak sobie płocho poczynał jak zwykle.
Dość powiedzieć, że na królewskich wozach jechać miały i pańskie ulubienice ze swemi dworkami.
Lecz mało tego, jak zaraz opowiem. Wiedziałem zawczasu, iż ze dworem jadąc nie na wiele się tam zdam, a zagryzę patrząc na to, czemu rady nie było.
Chciałem się więc z podkomorstwa mojego zwolnić i jednego rana pokłoniwszy się królowi oświadczyłem, że czasu takiej wojny do pełnienia obowiązków nie czuję się zdolnym.
— Zważam to dawno Jaszku — rzekł — żeś serce do mnie stracił. A kiedyż służba twoja potrzebniejszą mi być może niż teraz? W takiejże to chwili godzi się mnie opuszczać?
— Bóg mi świadkiem — odparłem — iż nie ze złej woli ale dlatego o uwolnienie proszę, iż na siłach się nie czuję. Ze wszystkiego już dziś widać,