Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

dzień nie było można. Nagich kobiet i dziewcząt z żołdactwem wyprawujących pląsy nikt nie rozpędzał... muzyka przygrywała, a pijani żołnierze dopuszczali się takich sprosności, iż niechybnie karę bożą na się ściągnąć musieli.
Oboźni i starszyzna donosili o tem królowi, domagając się, aby kobiety za obozem ciągnące wysmagać i precz odpędzić, ale Olbracht ramionami poruszał i żołnierza zrażać nie chciał.
Tymczasem tych zaciężnych z jednej strony kobiety, z drugiej szynkarze a kostery włóczące się za wojskiem, szalbierze przekupnie obierali z ostatniego grosza, odzierali, tak że niektórzy nawet zbroi część pozastawiali i potracili.
Był naówczas w ruszeniu pospolitem krakowskiem ziemianin wszystkim znany niejaki Sropski, z którego zwyczajem już było się naśmiewać.
Nie był on głupim wcale, ale prostaczkiem i gadułą, który cokolwiek na sercu miał, na języku też sadzał. Nie zważał na nic Sropski i swoje prawił. Niektórzy go kaznodzieją przezywali. Wyzwany paplał, gadał, unosił się, wszystkich gromił a karcił, i dawał się śmiać ze siebie.
Wzrostu więcej niż miernego, suchy, z szyją długą, głową śpiczastą, wąsem zawiesistym, ubrany zawsze szaro, z ladajaką szabelką u pasa, czapczyna wytarta, gdy mówił, zwyczaj miał lewe ramię poruszać jakby sam o tem nie wiedząc, a oczyma i usty z tejże strony pomrugiwać — wyglądał więc błazeńsko, lecz błaznem przez to nie był.
Zawiele mówił, ale słowo jego poczciwe z serca płynęło.
Ten to Sropski od przybycia do Lwowa, gdy się we wszystkiem rozpatrzył a czynić nie miał co, chodził po rynku, po ulicach, po obozie, gdziekolwiek się ludzie zbierali i prorokował srogie rzeczy.
— Na rzeź idziecie — wołał — noga wasza ztamtąd nie wyjdzie... Bóg skarze i pomści zgorszenie jakie