Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

dajecie. Pogan wojować wybieracie się, a samiście od nich gorsi, bo ci nie chrzczeni, Chrystusa nie znają i jeżeli w grzechach brną, mniej winni gdy ślepi, a wy białą sukienkę wdziawszy, z nią w błoto brniecie... To nie wojsko jest, ale trzoda na rzeź przeznaczona! — powtarzał.
Słuchałem tych kazań Sropskiego nie raz, ale dziesięć razy, a nie widziałem człowieka coby się z nich nie naśmiewał, oprócz jednego doktora Macieja z Miechowa, który mi naówczas rzekł:
— Człek jest pauci sensus, ale to co mówi, prawda zdrowa.
Doszło i do króla, że Sropski serca odejmuje wojsku, więc mu przez oboźnych zakazano mówić publicznie, na co on wcale nie zważał.
Postanowiony już był dzień, kiedyśmy wyruszyć mieli, bardzo się opóźniwszy. Niektóre oddziały rade nierade pierwsze z tej Kapui lwowskiej poczęły wychodzić nie ku Kamieńcowi i Kilii, ale ku Soczawie. Ja moje wozy, konie i ludzi sposobiłem tak, aby najgorszym drogom i przypadkom podołać mogły. Kół zapaśnych, żelaztwa, toporków, drągów kutych zapas jeszcze powiększyłem we Lwowie.
Na czwartek rano po mszy św. naznaczony był wyjazd, gdy w środę wieczorem do stajni wszedłszy dla przekonania się, że mi moja czeladź nie zbiegła na miasto do łazien tych i szynków, zbliżywszy się nieostrożnie do konia królewskiego, zwanego Żmiją, który tak zły był, że się czasem kąsać rzucał, uczułem jak wierzgnął i w nogę mnie trafiwszy, obalił. Chciałem się podnieść zaraz, ale noga wisiała przetrącona, kości w niej były pogruchotane.
Zaniosła mnie na dece leżącego czeladź na zamek do izby na dole, przyszedł zaraz pan Maciej z Miechowa, opatrzył i tylko to potwierdził com ja już czuł najlepiej. Bestya mi nogę połamała.
Zawszem na wszystko gotów był, ani o nogę, ani o życie mi tak bardzo nie chodziło, ale o służbę kró-