Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

wszechny po kraju całym i narzekania na Olbrachta, wypowiedzieć tego niepodobna.
Król wprawdzie, choć chory mocno, mężnie stawał, nie opuścił swoich, na koniu dosiadywał, nie stracił ani na chwilę odwagi i przytomności, lecz wszystko to przychodziło zapóźno.
Strasznej klęski nic powetować nie mogło. Wielkie owe wojenne zamysły wszystkie w puszczy bukowińskiej razem z rycerstwem naszem pogrzebione zostały.
Więc ci, których to bolało najwięcej, bo potracili ojców, braci, mężów, przypominali teraz rady Kallimachowe, aby szlachtę powściągnąć, i mówili głośno, iż król umyślnie ją dał na rzeź w Bukowinie, aby się jej zbył... Ztąd większa jeszcze do Olbrachta nienawiść, który i przedtem miłości nie miał u ludzi.
Jeszcze przed powrotem królewskim, widoczną łaską Bożą, noga mi się tak dobrze zrosła, żem naprzód o kulach zaczął po izbie się przechadzać.
Jak tylkom mógł się już poruszać, matka nastawać zaczęła wielce, abym w kolebce jej powoli chociaż do Krakowa z nią wracał.
Prawda, że pobyt we Lwowie nie obiecywał się wcale miłym, bo tu wszystkie owe nieszczęsne niedobitki nasze, jeżeli nie stale, to przychodem gościły i przynosiły z sobą ból, narzekanie i przekleństwa.
Ze wsi zaś, z różnych ziem, rodziny tych, co z królem szli na wojnę, gdy powracających się nie mogły doczekać, a słyszały o pogromie, przybiegały szukając swoich. Tu tylko grobową wieść znajdując, miasto napełniały narzekaniem.
W kościołach, po ulicach jęki tylko i płacze słychać było. Serce się krajało... Niewiasty w rozpaczy publicznie króla przeklinały.
Przybył Olbracht na zamek ale tak chory, że go na wozie wysłanym i okrytym musiano noga za nogą prowadzić, a tu wnet po doktorów do Krakowa słać i ratować.