Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieć, żem zbył mówiąc tylko o chorobie i o tem, co przecierpiał.
Niebawem więc, jak skoro pozwoliła droga i doktór nogę moją opatrzywszy przeciwko podróży nie miał nic, pociągnęliśmy bardzo powoli do Krakowa, dokąd nas część dworu matki wyprzedziła.
Miało się już ku wiośnie. Jak we Lwowie, tak w stolicy smutek wielki i powszechny panował. Czuliśmy wszyscy, że to co przeszło i spadło na nas tak ciężko, było nie końcem, ale początkiem tego, co nas czekało. Stepanek Wołoszyn, Turek, Tatarzyn a Litwie Moskwa teraz nie mogła dać spoczynku, widząc słabość naszą. Aleksander się odsuwał albo jego odciągali Litwini, Władysław czeski opieszale nam pomoc swą i niechętnie obiecywał, jakże nie miano korzystać.
Król zaś niezrażony, jak dawniej tak i teraz do wielkiej wojny przeciwko Turkom się sposobił.
Z Pragi i z Budy jeździli posłańcy do nas, a królewscy do Władysława, obiecywano skuteczne przymierze, tymczasem Stepanek Pokucie i Ruś najeżdżał i łupił.
Wszystko to nasz pan tak lekko znosił, jakby był najpewniejszym szczęśliwego końca.
My dojechawszy do Krakowa dosyć pomyślnie, ponieważ jeszcze noga dolegała, a do podkomorskiej służby nie było co śpieszyć, nie rozdzieliliśmy się z matką. Zostałem u niej w domu i mogę powiedzieć, że ten czas był jednym z najszczęśliwszych w życiu mojem.
Król nareszcie powrócił, lecz że mnie nie powoływano na zamek, zostałem pod złotym dzwonem. Trochem zleniwiał, i od matki a od poczciwej Kingi już mi się odstać nie chciało.
Tymczasem jak tylko Olbracht ozdrowiał, a poczuł się na siłach, począł to życie, do którego był nawykłym.
Mało mu tego było, że co kilka dni u kardynała