Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

a jeden Bóg wie, czybym się żyw z niej mógł wydobyć.
Przygoda królewska nie mogła się utaić, gdyż nocą zaraz przywołano doktora Macieja z Mnichowa, aby ranę opatrzył, która jak się okazało głęboką była, a że Olbracht miał krew popsutą i na twarzy od niej trąd zjadliwy, długo się potem goić nie chciała.
Nie wchodził nikt w to, jakim sposobem król tej rany napytał i że sam po nią szedł, a oburzyli się wszyscy na onego zuchwalca, co śmiał rzucić się z mieczem na namaszczonego.
Nie byłbym ja śmiał pewnie podnieść na niego ręki, ale któż w nocnym napastniku mógł się króla domyślać?
Wyjechawszy z Krakowa, choć w nodze boleści srogich i rwania doznawałem przez cały czas, biegłem nie stając mil kilka, więcej na konia się oglądając niż na siebie.
Szkapa była niepozorna, ale dziwnej wytrwałości, z tych to naszych nieoszacowanych koni, co gdy paszy nie stanie, zgniłą strzechę gotów gryźć i byle wodę miał trzyma się a sił nie traci.
Soliłem mu obrok i z ręki prawie karmiłem, chleb mu w wodzie rozmiękczałem, aby się dobrze posilił, i tak dwa całe dni z małemi wypoczynkami biegłem nie przystając prawie, aż do mieściny, w której z matką się mieliśmy spotkać.
Tum dopiero legł, a ległszy poczułem się tak złamanym i osłabłym nagle, iż sądziłem, że nie powstanę. Przez całe dwa dni czekałem napróżno przybycia matki i już zaczynałem wątpić czyśmy się nie rozminęli, gdy trzeciego kolebka znana i orszak jej towarzyszący się ukazał. Miałem znowu tyle sił, żem naprzeciw wyszedł witać i nogi jej całować.
Dowiadywałem się, czy pogoni za mną nie wyprawiono, lecz matka mnie upewniła, iż na zamku przepytywać kazała, ale o ściganiu mowy nie było.
Wszystkie tylko sprzęty, zbroję i co miałem na