Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

gdym na świecie nie pożądał i pod siwym włosem już się go nie spodziewał. Oszalałem właśnie...
Gdym potem ochłonąwszy rozważył co miałem uczynić, i wstyd i strach mnie ogarniał, ale Kinga mi nie dała się tem gryźć, wesołością swą i wielkiem sercem utrzymując w tym szale jakimś, z którego wyjść nie mogąc, czułem tylko, że się on z każdą powiększa godziną.
Nowe więc rozpocząć miałem życie. Rodzinie dać potrzeba było wiedzieć, do wesela przygotowania czynić, wreszcie i przed mojemi łaskawemi przyznać się do tego, że na starość rozum straciłem. Bom pewien był, że inaczej tego nie nazwą.
Stało się wszakże, że nikogo to nie zdziwiło bynajmniej, bo małżeństw takich naówczas się siła trafiało.
Winszowano mi, a wszyscy niemal dodawali, iż słuszniem czynił towarzyszkę sobie choć późno biorąc na resztę żywota.
Przypadało to właśnie o tym czasie, kiedy się losy Aleksandrowe rozstrzygać miały, gdy mnie Łaski za sobą do Piotrkowa ciągnął, dokąd Tabor biskup żmudzki, Radziwiłł podczaszy, Jan z Zabrzezia trocki wojewoda i Olechnowicz starszy kuchmistrz, wysłani być mieli dla popierania wyboru.
Chciałbym był pozostać w Wilnie, ale sam W. książę przywoławszy, obdarzywszy, tak łaskawie przemówił, jechać polecając, żem i wesele odłożyć musiał i Kingę moją porzucić, choć mi dziś jednej godziny bez niej spędzonej żal było. Uprosiłem tylko daleką Gastoldów pokrewną, podżyłą niewiastę, wdowę po Korniakcie, aby na czas niebytności mej przy Kindze pozostała. Zgrzybiały i niedołężny Sliziak, który panią swą przeżył, także przy dworze moim zostawał. Miałem służbę liczną i poczciwą, na którą straż tego skarbu mojego zdać mogłem.
O Piotrkowie mało powiedzieć mogę, bom wiele pisał i ks. Łaskiemu służył, ale sam przez się czyn-