Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

mocniej chorować zaczął. Nie wiem czy on sam się spodziewał tak rychłego zgonu, trzydziestu pięciu zaledwie lat doszedłszy, ale doktorowie widzieli, że mu nie poradzą nic.
Leżał już w wielkich boleściach, gdy na godzin kilka przed zgonem jego, ulubiony mu sufragan Maryanus, jak mówiono, niepomiernie się objadłszy, zmarł nagle.
Gdy mu Michał Krzycki, który go nie odstępował, znać dał o tem nieopatrznie, wziął to jako hasło jakieś, że i jemu za nim iść było potrzeba.
— Maryanus mi poszedł zamawiać gospodę! — odezwał się wzdychając, i tejże nocy w ciężkich boleściach Bogu ducha oddał.
Zabrakło go nikomu pewnie więcej jak królowi, a i matka zgon najmłodszego z synów opłakiwała długo. Tak z licznego potomstwa męzkiego Kaźmirza, młodzieży, która się pięknością, zdrowiem, siłą odznaczała, z kolei Bóg powołał do siebie naprzód najczystszego i najświętszego z nich w kwiecie wieku młodzieńca Kaźmirza, po nim Olbrachta i Fryderyka, tak że z Aleksandrem licząc trzech pozostawało tylko.
Wszyscy oni zmarli bezpotomni, a i po Aleksandrze dotąd potomstwa z opłakanego małżeństwa się nie spodziewano. Zygmunt też do ożenienia się nie kwapił.
Gdyśmy o tem z doktorem Maciejem z Miechowa, którego widywałem często i obcowałem z nim rad, rozmawiali, przypomniał mi, że Olbrachtową śmierć zawczasu wiele znaków przepowiadało. Ukazała się na niebie kobieta z miotłą wielką ognistą. Mało co potem ta część zamku, którą zwano Kurzą Nogą spłonęła, iż ledwie ogień powstrzymano, aby się dalej nie szerzył. W lutym gałka na ratuszu, którą tylko co nową zaciągnięto i umocowano, nocą spadła, choć wiatru nie było, potoczyła się na dach i rozbiwszy go roztrzaskała sama.