Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

jako mógł, ale Łaski z innemi ciągnęli, a Polski się wyrzec nie było podobna. Musiał więc Aleksander jechać tam, gdzie go niemiła rozprawa czekała.
Ja do Radomia potrzebnym już nie byłem, anim tam jechać chciał, i korzystając z czasu, puściłem się co żywo do Krakowa nazad, wiedząc z jakim tam niepokojem Kinga na mnie oczekiwała.
Na tym sejmie w Radomiu król pierwszy raz paraliżem został ruszony, słuchając wyrzutów gwałtownych, jakie mu czyniono, nie będąc do nich nawykłym. Od tego zaczęła się choroba jego, która zapowiadała, że rządy biednego a słabego pana, niedługo pociągną.
Wszyscy lekarze jak Maciej z Błonia, Maciej z Miechowa i co ich było najuczeńszych, źle zaraz wróżyli.
Nie miał Aleksander tej wielkiej a chwalebnej cierpliwości ojca swego, który nieraz spokojnie najgwałtowniejszych wyrzutów i groźb słuchać umiał oka nie mrużąc, twarzy nie mieniąc, a potem na swojem, jako chciał, postawił.
Miękki zawsze, bojaźliwy, pobytem na Litwie do spokoju i uległości nawykły, bo tu mu czołem bijąc, złego słowa nikt rzec nie śmiał — usłyszawszy wyrzuty publiczne z ust duchownych i senatorów, tak się niemi uczuł dotkniętym, że go zaraz z izby na poły bezwładnego wyniesiono.
Nie mógł tego wyrozumieć, że w Polsce, gdy się ludzie wygadali swobodnie, a z serca zrzucili co mieli, potem z niemi zrobićby mógł król powolnością co pragnął, gdy na Litwie milczący i czołem bijący, na pozór niewolniczo posłuszni zdradę knuli i nim władali po swej myśli.
Zaraz po tym nieszczęśliwym radomskim paraliżu królewskim, gdy go w czerwcu chorego do Krakowa przywieziono, albo raczej przyniesiono, bo z kolebki na nosze, a z nich do kolebki, niecierpliwy, ciągle się