Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

Szlązaczkę jakąś, bardzo piękną i uczciwego obyczaju, z nią już syneczka i córkę miał. Ta prawie jako żona przy nim na zamku mieszkała, a chłopię po książęcemu się wychowywało.
Gdym do marszałka dworu się opowiedział, iż posłańcem byłem i listy od kanclerza wiozłem, dano znać zaraz Zygmuntowi, który wyszedł do mnie, jak zwykł był, w szubie sobolami podbitej, z siatką na głowie, bo włosy nosił długie.
Znalazłem go w sile wieku, oblicza prawdziwie pańskiego, spokojnego, choć wejrzenie miał na pozór groźne, a dla mnie, którego sobie przypomniał rychło, wielce uprzejmym.
Wziął list Łaskiego do ręki i sam go do okna szedł czytać.
Wiedziałem, iż tam nic innego nie stało, oprócz polecenia mnie, abym wiarę znalazł i chętne posłuchanie. Zwrócił się więc do mnie i, siadłszy spokojnie, mówić mi kazał, co mi nieść dano.
Począłem od tego, jakom Aleksandra bez nadziei porzucił, o czem Zygmunt dotąd nie wiedział, aby tak źle być miało. Musiałem mu wszystko, com wiedział i widział od Lublina począwszy, opowiadać, Balińskiego nie zaniedbując, a powtarzając, co mi na odjezdnem p. Maciej z Błonia oświadczył, iż dni króla są policzone.
— Na Litwie zaś — dodałem — jeśli nie przyjdzie prędka rada i pomoc, kniaź Gliński wszystko zagarnie i, z Moskwą się pokumawszy, na wieki wszystkie te kraje, tylu ofiarami okupione, oderwie.
Słuchał Zygmunt, jak zwykł był zawsze, długo milczący, dając mi tylko znaki, ażebym mówił wszystko bez ogródki. Odmalowałem więc położenie jak było w istocie, nic nie tając w imieniu kanclerza Łaskiego, zaklinając królewicza, aby, jako jedyny spadkobierca, co rychlej przedsiębrał środki ku zachowaniu od upadku tego, na co wieki pracowały.