Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

koni rycerstwa wystąpić potrafię. Zarządzono już, aby się ludzie jutro ściągali, których opatrzywszy i podzieliwszy jak należy, wprędce w imię Boże ruszamy! Lecz że ja z oddziałem moim nie będę mógł pośpiesznie iść — dodał — ażali nie lepiejby było, abyście wy uprzedzając mnie do Łaskiego jechali i o mnie oznajmili. Szlązk mój — mówił dalej — podczas wojny się żadnej nie obawiał, a żołnierz wszelaki kosztuje wiele, nie mam go więc nad to com na zamki potrzebował. Dwieście dobrych koni zbiorę, o więcej mi trudno.
— Wasza miłość — powtórzyłem — staniecie za tysiące.
Uśmiechnął się dwuznacznie a smutno.
— Na wielką miłość ku mnie nie rachuję — odparł — bom ja na nią zasłużyć nie mógł. Nie znają mnie. Należała ona dziadowi, powinna była ojcu, a przedsię jej nie mieli, jakżebym ja mógł ją zyskać?
Z tem mnie odprawił, jam jednak w obawie aby się królewicz nie opóźnił, pod różnemi pozory póty ściągał z wyjazdem, pókim go w zupełnej gotowości nie zobaczył z ludźmi i wozami do ciągnienia.
Na zamku nic mojego oka nie uchodziło. Smutek był wielki między ludźmi, który pono owa Szlązaczka Katrynka królewicza ulubienica swojemi szlochy i biedowaniem wywoływała, czując że teraz gdy na Zygmunta tron czekał, pewnie się z nią rozstać będzie zmuszony.
A że dotąd była jakby księżną i panią, i dziatki jej nosiły się bardzo wysoko, spaść z tej wysokości wiele kosztowało. Zygmunt, jak powiadano, przesiadywał u niej. Janusika małego na kolanach trzymał, pocieszał, uspokajał jako umiał, ale i sam markotnym był.
Ani się temu dziwić było popatrzywszy jak on tu żył pańsko, szczęśliwie, dostatnio i bez wszelkiej niemal troski, a miał z tego kąta cichego wyjść na te-