Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

i nierozdziawszy nawet wprost szedłem do kanclerza, któremu, gdym blizkie przybycie Zygmunta zwiastował, ręce jak do modlitwy złożywszy, naprzód Bogu za to podziękował.
Na zamku w Lidze, który zaledwie mógł pomieścić ludzi, dwór, wozy, które przy królu pozostały, nie było ani porządku, ani wygody. Naprędce go jako tako wyczyszczono i opatrzono. Ciasnota była, iż ja przy murze okólnym w komorze bez okien ledwiem liche znalazł pomieszczenie, a konie musiały stać bez dachu.
Oprócz kanclerza przy królu pozostali Wojciech biskup wileński i Jan Zabrzeziński, a z polskiego dworu komorników i służby dosyć.
Zaledwiem miał czas cokolwiek spocząć i zamyślałem albo do blizkich Pacewicz zbiedz, lub do Krakowa wracać, gdy poczęły coraz bardziej niepokojące wieści dochodzić o Tatarach, a o Glińskim ani słychu.
Zabrzeziński począł nastawać na to, iż króla nazad do Wilna dla większych wygód wieźć było potrzeba i dla bezpieczeństwa, bo Tatarowie i na Lidę mogli się rzucić, a do obrony murów ludzi było mało.
Drudzy niebezpieczeństwu wierzyć nie chcieli, aby się pogaństwo to tak w głąb kraju ważyć miało.
Aliści jednego poranka żołnierz z tych, co ich za językiem wyprawiano, powrócił okazując ranę na twarzy jakoby od tatarskiej strzały zadaną.
Był to najemnik z Raców i wiary mu nie dano, choć się zaklinał, iż życie tylko szkapie rączej był winien.
Wysłał więc za poradą Łaskiego Zabrzeziński ludzi kilkunastu z tem, ażeby koniecznie dotarli tam, gdzie zagony tatarskie sięgały.
Trzeciego dnia powróciło ich niespełna tylu ile wyprawiono, i przywieźli cztery głowy ucięte Tatarom, których kędyś pochwycili.