Gdy to mówiła Magda, szlachcic wspomniał od razu na djabła, zdało mu się że w uszach śmiech szyderski zatętnił, i porwał się za głowę.
— Syna urodziła! zawołał.
— Syna, odpowiedziała stara, nie ma jak kilka godzin com go przyjęła! Wyście tak sobie życzyli syna! Bardzo szczęśliwie urodziła! nic prawie nie cierpiała dobra pani! Poszlijcie na wotywę do Matki Boskiej.
Szlachcic stał osłupiały, nareszcie z ciężkiem westchnieniem uderzył się w głowę, i smutny wyszedł na ganek.
— Oznajmcie jej tam o mnie! rzekł do starej. Magda poszła kiwając głową, i nie pojmując co się stało szlachcicowi, że go dobra nowina tak mało cieszyła.
— Osobliwsza rzecz, myślała, cóż to w tem jest za tajemnica! Czegoż to on tak smutny? A co się miał weselić i Bogu dziękować, to się jeszcze krzywił, gdym mu o synu oznajmiła. Coś to jest w tem! Tak mrucząc weszła do bokówki, której drzwi i okna zabite były matami.
Szlachcic tymczasem zdjął sakwy podróżne z siwego, i oddał go parobkowi, który do nóg mu się kłaniając, syna i szczęśliwego powrotu winszował. Smutny Twardowski nic nie odpowiedział.
Tymczasem stara Magda weszła i przysiadła u łóżka pani Hanny.
— Z dobrą przyszłam nowiną, rzekła, mówił mi parobek z Olszowa, że naszego pana widział!
— Gdzie? zawołała porywając się Hanna, gdzie?
— O! o! tylko się tak nie radujcie, żeby to wam nie szkodziło, bądźcie spokojni! Parobek widział go wczoraj na drodze wracającego.
— Więc dziś będzie! może już jest! zawołała Hanna znowu — biegajcie Magdo, zobaczcie.
— Podobno, odpowiedziała stara, podobno powrócił! słyszałam tentent w podwórku!
— A idźcież go prowadźcie! powrócił mój drogi! powrócił! I zarumieniona siadła na łóżku. Magda wyszła i kiwnęła.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/017
Ta strona została uwierzytelniona.