— Chodź panie, jużem was oznajmiła.
Wszedł pan Twardowski i drgnął na progu usłyszawszy krzyk nowonarodzonego dziecięcia, potem rzucił się do łóżka, na którem zarumieniona radością Hanna leżała, osłabiona, biała, oddychając ciężko i płacząc z ukontentowania. Odjazd męża, niespokojność o niego, długie oczekiwanie, myśli o niebezpieczeństwach podróży i cierpienia własne, uczyniły ją bladą, lecz żywy rumieniec wypłynął na twarz, kiedy się dowiedziała o mężu, gdy bez słów w niemym uścisku, znowu się spotkali oboje. W tej chwili zapomniał Twardowski o synu i o djable, i o całym świecie, ale kiedy Hanna podała mu dziecię, i słabym głosem prosiła aby je pobłogosławił; on smutny na nie spojrzał, i przypomniał sobie, że to dziecię nie jego już było! Dziwny był żonie ten smutek, który się przed jej okiem nie ukrył, ale nie śmiała pytać i mówić, położyła się tylko i westchnęła cicho.
W kilka dni Hanna nie żyła, ale żyło dziecię. P. Twardowski smutny pozostał z synem jedynakiem, a jego domek opustoszał, chwastem zarósł dziedziniec, zrujnowały się gumna, poszła w nic gospodarka, bo pan o nią nie dbał, i chodził ciągle opętany myślą, że syna djabłu zaprzedał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.