lej. Dwa razy kolasa przewróciła się w drodze, dwa razy konie unosiły i tylko krzyż pański ratował, nareszcie nabłądziwszy się i przebywszy tysiąc przeszkód, dostali się do Krakowa.
Nazajutrz rano mamka z dzieckiem idąc do kościoła, ledwie cudem siebie i niemowlę od kilku przypadków uratowała. Napadł ją był naprzód pies ogromny, zastępując jej drogę i warcząc, póki go nie przeżegnała, potem jeździec jakiś ciągle ją koniem ścigał i mało nie roztratował, pędziła kolasa, od której ledwie umknęli, a we drzwiach kościelnych pośliznęła się i padła. Szczęściem ojciec dziecię pochwycił i jakoś je ochrzczono.
Powrót do domu był już zupełnie spokojny, ale od tej pory wszystko Twardowskiemu nieszczęścić się zaczęło; djabeł płatał mu figle nieustanne, nawodził wiatry, chmury, grady, burze, pioruny, ulewy, ogień i złodziei, pomorek na bydło, wilków na stado. Szlachcic wszystko wytrzymał bez skarg i użaleń.
Dziecię tymczasem rosło i czem będzie rokowało za wcześnie; rozwijał się w niem dowcip nad wiek jego, a wszyscy mu się dziwowali w okolicy i zazdrościli ojcu. On jeden smutno poglądał na syna, brał go na kolana, całował i płakał. Dziecię miało już lat dziesiątek, nie raz widziało łzy ojcowskie i jakby coś o sobie przeczuwało, poczęło się dopytywać. Ojciec biedny taką czuł potrzebę wylania się komukolwiek, że w końcu przygodę swoją i łez przyczynę, małemu opowiedział. Chłopiec naówczas porwał się wesoło z kolan ojcowskich i zawołał:
— O! tatusiu, to ja na to dam radę! pójdę do piekła i odbiorę ten zapis!
Z tą myślą wzrósł chłopiec, i zdawał się tylko czekać starszych lat do jej dopełnienia, nieustannie o tem ojcu mówił, dodając mu ducha, modląc się do N. Panny, aby mu dopomogła. Oddał go ojciec do szkoły Wszystkich Świętych w Krakowie. Dziecię uczyło się pilnie i obiecywało wiele, a że myślało zawsze jakby djabłu odebrać to pismo ojcowskie, jęło się nabożeń-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.